Tomasz Lewczuk opowiada Katarzynie Malinowskiej-Olczyk o studiach w Poznaniu - II Liceum Ogólnokształcące z BJN im. Bronisława Taraszkiewicza w Bielsku Podlaskim 

Tomasz Lewczuk opowiada Katarzynie Malinowskiej-Olczyk o studiach w Poznaniu
piątek, 16 lutego 2018 roku
Dodał: Sławomir Niedźwiecki
Kategoria: Osiągnięcia  

Źródło: Białostocki Medyk

Katarzyna Malinowska-Olczyk: Pochodzi Pan z Bielska Podlaskiego. Jak to się stało, że na studia trafił Pan do Poznania?

Tomasz Lewczuk (tegoroczny absolwent Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, stażysta w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku): - Kończąc naukę w II Liceum Ogólnokształcącym w Bielsku Podlaskim byłem laureatem Olimpiady Biologicznej (11 miejsce w Polsce), laureatem Olimpiady Języka Białoruskiego, finalistą Olimpiady Wiedzy Ekologicznej, miałem otwarte drzwi na wiele uczelni. W tym na większość uczelni medycznych w Polsce. Zdecydowałem się studiować w Poznaniu. Kilka kwestii na ten wybór wpłynęło. Po pierwsze Poznań wydawał mi się ciekawym miastem, a Warszawa była może trochę za duża. Mówiąc jednak szczerze, najbardziej w podjęciu decyzji pomogły mi listy z Urzędu Miasta Poznania, które po olimpiadach (z biologii i j. białoruskiego) przyszły na adres mojej szkoły. W tych listach zapraszano mnie do Poznania i zachęcano, bym wybrał do studiowania właśnie to miasto. Jako laureat olimpiad mogłem wybrać dowolną z tamtejszych uczelni: Uniwersytet Medyczny, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Uniwersytet Przyrodniczy, Politechnikę.

Czy ten list, i to, że ktoś o Pana zabiega, zrobiło na Panu wrażenie?

- Bardzo. To, że prezydent Poznania zapraszał mnie na studia, sprawiło, że pomyślałem, że Poznań to miasto, któremu zależy na przyszłości, na ściągnięciu młodych, zdolnych studentów z całej Polski. Myśli o studentach i są oni dla niego ważni. Ponadto z listu dowiedziałem się, że mogę aplikować o Stypendium Miasta Poznania dla Laureatów i Finalistów Olimpiad. Wiązało się to z przyjęciem do elitarnego grona Ambasadorów Akademickiego Poznania. A z tym bezpośrednio wiązały się pieniądze: przez pierwszy rok studiów otrzymywałem co miesiąc z urzędu miasta 1600 zł stypendium.

Rozumiem, że pieniądze były ważnym elementem?

- Oczywiście. Jak na tamte czasy - sześć lat temu - dla studenta były to duże pieniądze. Taka kwota pozwalała samodzielnie utrzymywać się przez pierwszy rok studiów. Ta propozycja przeważyła szalę.

Czy z innych uczelni przyszły zaproszenia?

- Nie.

Czy inni laureaci z Polski również się skusili propozycją poznańskich włodarzy, podobnie jak Pan?

- W tym roku, kiedy zostałem Ambasadorem Akademickiego Poznania, razem ze mną do grona Ambasadorów dołączyło około 30 osób z całej Polski. Na Uniwersytecie Medycznym razem ze mną na roku było pięciu takich laureatów, nie tylko z olimpiady biologicznej, ale też chemicznej.
A jakie obowiązki miał Ambasador Akademickiego Poznania?
- Prawdę mówiąc, to mniej miałem obowiązków a więcej przyjemności. Naszym obowiązkiem było tylko promować uczelnię i miasto. Urząd Miasta Poznania przez całe studia organizował nam spotkania ambasadorów ze wszystkich lat studiów. Mieliśmy wspólne wigilie, wycieczki integracyjne, np. do browaru Lecha czy na stadion. To były bardzo ciekawe spotkania, a dla mnie podwójnie cenne. Kiedy przyjechałem do Poznania, nikogo tam nie znałem. A jako ambasador od razu poznałem wielu fajnych ludzi. Jeden z poznanych tam kolegów został moim serdecznym przyjacielem. Muszę przyznać, że nawet po skończeniu studiów o nas nie zapomniano. Kilka dni temu dostałem maila z prośbą, bym informował, jak coś ciekawego wydarzy się w moim życiu. Proszono, bym przysyłał zdjęcia i nie zapominał o Poznaniu. A ostatnio, kiedy byłem na dyplomatorium, wszyscy z piątki ambasadorów z naszego roku otrzymaliśmy od rektora Medal za Osiągnięcia w Nauce i Pracy Społecznej. Tylko 20 osób na roku zostało wyróżnionych takim odznaczeniem.

A jak było na drugim roku i kolejnych latach studiów? Mógł Pan liczyć na stypendium z uczelni?

- Tak, na studiach były stypendia rektora za wyniki w nauce. Były to kwoty w wysokości ok. 700 zł. Słyszałem, że na UMB te kwoty są wyższe. Jednak ja nie narzekałem. Nabrałem też poznańskich nawyków, by rozsądnie wydawać pieniądze. Jako przedsiębiorcza osoba wziąłem preferencyjny kredyt studencki.

A warunki studiowania, mam na myśli akademiki?

- Studenci Uniwersytetu Medycznego mają do dyspozycji sześć akademików. Przez dwa lata, na drugim i trzecim roku mieszkałem w „Eskulapie”. To stary akademik z lat 70., więc i warunki były takie sobie. Jednak nie to było najważniejsze w mieszkaniu w akademiku. Natomiast kiedy wróciłem z Erasmusa trafiłem do nowego akademika „Karolek”, a tam warunki były doskonałe. Jest tam około 150 pokoi jednoosobowych. Wszystkie pokoje mają około 21 mkw. powierzchni i własną łazienkę. Na każdym piętrze jest też duża wspólna kuchnia ze stołami i z kilkoma stanowiskami do gotowania. Ogólnie jestem bardzo zadowolony ze studiowania w Poznaniu.

To dlaczego wrócił Pan na staż do Białegostoku?

- Bo tu są moje rodzinne strony i tu się najlepiej czuję.

A jakie ma Pan plany na przyszłość?

- Teraz jestem na stażu - i przez 12,5 miesiąca będę pracować w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym. Mam jeszcze chwilę, by się zastanowić nad kierunkiem specjalizacji. Interesują mnie choroby wewnętrzne, kardiologia i w tym kierunku chciałbym się kształcić. Jestem też już doktorantem w Klinice Kardiologii.

Rozmawiała Katarzyna Malinowska-Olczyk

Link do artykułu Katarzyny Malinowskiej-Olczyk w Białostockim Medyku




Wstecz